Scenariusz przedstawienia p.t.
„Śpiąca królewna”
z cyklu „Dobranocki dla nieco starszych”
według opowiadania Sławomira
Mrożka
Scenografia:
Na środku sceny podwyższenie,
okryte zielonym suknem, na nim leży nieruchomo Śpiąca Królewna, ubrana w
wyrazisty, jaskrawy strój; wokół kwiaty ( przyczepione do łoża i leżące na
ziemi).
Wokół łoża siedzą krasnoludki. Jedne
brody podpierają rękoma, są wyraźnie znudzone, ziewają, inne chodzą
niecierpliwie wokół, ręce w tył
założone, chód szybki, wyrażający zniecierpliwienie. Jeden z nich cały czas
śpi i pochrapuje.
Krasnoludki (5)
– ubrane w kolorowe czapki, długie T-shirty i getry lub ciemne
rajstopy.
Śpiąca Królewna – ubrana w
jasną suknię; korona na głowie.
Wędrowny
Królewicz – ubrany współcześnie, na ramionach krótki, czerwony płaszczyk,
na głowie korona lekko na bakier.
Narrator
:
Na łożu, wśród kwiatów, pod wiekiem z kryształu – spała Śpiąca Królewna. Była
piękna, dobra i rozumna, lecz jej uroda, dobro i rozum spały wraz z nią. Była,
lecz spała, więc jakby jej nie było. Tylko jej uroda ukazywała się przez wieko
przeźroczyste, ale nie zalety jej charakteru.
Od niepamiętnych czasów pogrążona była we śnie, a życzliwe
krasnoludki otaczały ją kołem, broniły przystępu zbójcom i dzikim zwierzętom.
One wiedziały, że tylko Wędrowny Królewicz miał prawo zbliżyć się do niej. Ale
nie było pewne, że przyjdzie ani też, że nie przyjdzie.
Krasnal
1.: (ziewa) Czekamy i czekamy, a królewicza wciąż nie ma i nie ma.
Tyle już lat minęło, a jego nie ma i nie ma. Zarost coraz dłuższy, a jego nie
ma i nie ma.
Krasnal
2.: Nie marudź, przyjdzie czas, to i
królewicz się znajdzie.
Krasnal
1.: Znajdzie, znajdzie – może tak, a
może nie, a mnie już broda 7 razy do butów przymarzła! W brzuszku burczy!
Poszłoby się na pizzę albo frytki. ( wzdycha)
Krasnal
3.: Przestań jęczeć ! Służba
nie drużba ! Bajki nie znasz, czy co? Jak Królewicz Królewnę obudzi, to razem
gdzieś skoczymy – znam takie jedno miejsce... (tajemniczo) (odchodzą na bok)
Krasnal
4.: Popatrzcie, ktoś do nas
idzie!
Krasnal
2.: To królewicz !
Wszystkie: Tutaj ! Tutaj ! Szybciej ! (prowadzą Królewicza do Królewny,
ten idzie nieco się opierając, zdziwiony pośpiechem, próbuje wyrwać się
pchającym go krasnoludkom. Krasnoludki zaraz po doprowadzeniu królewicza skaczą
z uciechy, zacierając ręce.) Krzyczą:
Koniec pracy ! Mamy wolne ! Wakacje ! Koniec dyżuru ! ( w podskokach
oddalają się ; jeden śpi, po chwili zrywa się i odchodzi)
Narrator:
Zbliżył
się Królewicz. Patrzy i widzi – jakże piękna jest ta Śpiąca Królewna. Ulegając
przemożnemu odruchowi nachylił się i złożył pocałunek na jej ustach
bladoróżanych. Tak właśnie, jak było przewidziane.
Królewna:
(
budzi się, oczy otwiera i zarzuca mu na szyję ramiona; trwają tak dłuższą
chwilę)
Królewicz: Może już
starczy ? Plecy mnie bolą.
( po chwili) Co teraz
będzie ?
Królewna:
Teraz
pozostaniemy tak na zawsze !
Królewicz:
Na
zawsze ? (zdziwiony)
Królewna:
Oczywiście.
Czy nie po to mnie obudziłeś, składając pocałunek na mych ustach bladoróżanych
?
Królewicz:
Ależ
Królewno moja, czy nas to nie znudzi ?
Królewna:
Nie
rozumiem, o czym mówisz. Przecież to jest szczęście !
Królewicz:
Widzisz,
moja droga Królewno,
subiektywnie najzupełniej się z tobą zgadzam, ale obiektywnie rzecz przedstawia
się tak: jestem Wędrownym Królewiczem, tak zaprogramowanym, to znaczy do tego
przeznaczonym, żeby wędrować po świecie w poszukiwaniu śpiących królewien. Jak
tylko jaką śpiącą królewnę widzę, zbliżam się i ...składam pocałunek na jej
ustach bladoróżanych. Wtedy ona się budzi, ale co potem, to już nie jest w moim
zakresie. Więc mnie od początku w drogę by trzeba.
Królewna: Jakich śpiących
królewien ?... Przecież to ja jestem Śpiąca Królewna. ( z naciskiem)
Królewicz:
O
tak ! Oczywiście. To znaczy Królewna jak najbardziej, ale już nie śpiąca. Ty
już nie śpisz, podczas gdy inne (wzdycha) biedaczki, wciąż jeszcze pogrążone są
w głębokim śnie i czekają na przebudzenie.
Królewna: Jakie inne ? (z
pretensją w głosie)
Królewicz: A, jakieś tam.
Mniejsza z tym. ( po chwili)
Królewna: Masz rację, że
jestem Królewną, ale już nie śpiącą. Ale przecież to ty właśnie mnie obudziłeś
i teraz już nie zasnę. Więc jeżeli ty
sobie pójdziesz i nie będę cię już trzymać w moich ramionach, to kim mam być i
co ze sobą zrobić ?
Królewicz:
(zmartwiony) Hmm... To jest
rzeczywiście problem i coraz silniejsze mam wrażenie, że ta bajka jest fatalnie
napisana. Autor zaprogramował nas w taki sposób, że wszystko się zgadza tylko
do pewnego momentu, a potem zaczynają
się sprzeczności. Potrwajmy więc w tej pozycji, a może autor się zreflektuje,
coś skreśli, coś doda, coś zmieni...I może rzecz się wyjaśni.
Narrator: Tak powiedział
Królewicz, choć plecy bolały go coraz
bardziej, lecz rozumiał położenie Królewny i szczerze z nią sympatyzował.
Trwali wiec, lecz ani Królewna nie była szczęśliwa, bo nie miała pewności, że
będą tak trwali wiecznie, ani Królewicz, bo nie był pewien, że tylko
tymczasowo. Aż po pewnym czasie...
Królewicz: Zapaliłbym
sobie, ale mi się skończyły zapałki. Czy pozwolisz , że po zapałki sobie skoczę
?
Królewna: Ale czy wrócisz
?
Królewicz: Oczywiście, że
wrócę. Ja tylko po zapałki i z powrotem. Okropnie palić się chce.
Narrator: Zamyśliła się Królewna. Z jednej strony jej
mądrość nakazywała jej sceptycyzm, z drugiej strony jej dobroć – a była dobra,
jako się rzekło – sprawiała, że było jej żal Królewicza gnębionego głodem
nikotyny. Jakże tu tak męczyć ukochanego. Więc powiedziała ze smutkiem, bo
mądrość z dobrocią się nie zgodziły:
Królewna: Idź.
Narrator: Poszedł Królewicz. Palić mu się
rzeczywiście chciało i zapałek
rzeczywiście potrzebował – więc pod tym względem był prawdomówny. Co do
reszty... Miał nadzieję, ze przy pomocy tej częściowej prawdy uda mu się
zagłuszyć wyrzuty sumienia w sprawie całości. Bo cała reszta była kłamstwem.
Więc Królewicz miał nadzieję, że częściową prawdą odkupi w sumieniu swoim
kłamstwo całościowe. Płonną, oczywiście. Jak płonna była to nadzieja, zaraz się
przekonał, bo za karę został zamieniony w żabę, w ohydna ropuchę. I tak długo
ma tą ropuchą pozostać, aż - według
innej bajki – spotka pewną królewnę, która będzie miała aż tak dobre serduszko,
że nie zważając na ohydę płaza, złoży swymi ustami bladoróżanymi pocałunek na
jego zawrzodziałej mordzie. Wtedy dopiero z powrotem się w Królewicza
zamieni.